O mnie

Moje zdjęcie
Literaturoznawca, antropolog. 2005 r. - laureat ogólnopolskiego konkursu na cykl wierszy (ex aequo z kilkunastoma innymi uczestnikami). 2010 r. - zaliczenie z logiki. W przyszłości liczy na kolejne sukcesy.

czwartek, 15 listopada 2012

DZIENNIK WŁOSKIEGO PARTYZANTA. FRAGMENT

Jest ciężko. Wszyscy tęsknimy za pastą u mamy. W nocy temperatura spada poniżej 20 stopni. Wczoraj wzięła nas taka ochota na wino, że po kryjomu zeszliśmy do wioski. Zrywamy owoce z krzaka i jemy, tak po prostu, jak zwierzęta, nie ma nawet czasu czekać, aż sfermentuje i swoje odleży w piwnicy. Dziś przed świtem zabraliśmy jednemu z wieśniaków wieprza – upieczony na ognisku w niczym nie przypominał prosciutto. Czekamy z utęsknieniem na zrzuty, bo zabrakło kawusi, pijemy zwykłą wodę artezyjską z etruskich pucharów. Kiedyż ta wojna się skończy? Od trzech miesięcy nie byłem w operze.

Kraków (Wichury), 12 XI 2012

środa, 10 października 2012

OSTENTACJA. CUDZA ANEGDOTA

Prof. Robotycki opowiadał nam na seminarium o młodszym koledze, z którym siedział w czasie stanu wojennego. Jako nieszczególnie groźni mieli prawo do korzystania nie tylko z więziennej biblioteki – niestety powyrywane wszelkie sceny erotyczne – ale też ze zbiorów własnych. Otóż ów młodszy sąsiad poprosił rodzinę o przysłanie wydanych w formie książkowej akt z procesów norymberskich. Zawczasu przygotowywał się do zamiany ról.

Kraków (Wichury), 10 X 2012

niedziela, 23 września 2012

DWA I PÓŁ ROKU. ZWIĘŹLE

TVP Historia nadaje rosyjską produkcję o tzw. Blokadzie Leningradu. SERIAL. Chyba nikt się nie spodziewał półtoragodzinnego filmu.

Gliwice (Harcerska), 23 IX 2012

środa, 19 września 2012

DZIEŃ WEWNĘTRZNY. HISTORIA PRAWDZIWA

ŁUKASZ wchodzi do Sekretariatu Polonistyki UJ, cały spocony, pyta z przerażeniem w głosie
Dzień dobry, ja miałem donieść brakujące dokumenty, gdzie znajdę panią E. B.?

PANI J. K. podrywając się z miejsca, z wyraźnymi oznakami nagłego uderzenia krwi do głowy i rozległych okolic
Pani E. B. wyszła. Kilka minut temu. Zresztą dziś jest dzień wewnętrzny.

PANI J. K. wychodzi zza lady, aby ustanowić jasny podział – po jej prawej ręce zbawieni pracownicy sekretariatu, po lewej ŁUKASZ

ŁUKASZ
Ja wiem, ale pani E. B. kazała mi przyjść akurat dziś, to gdzie jej szukać?

PANI J. K. filozoficznie
Czekać.

ŁUKASZ wychodzi na korytarz. Siada na podłodze. Zza drzwi słychać, że w sekretariacie powrócono do przerwanej rozmowy

PAN M. S.
No więc teraz młodzież wszystkie informacje czerpie z Internetu. A przecież tam same głupoty wypisują! Ja, jak chcę się czegoś dowiedzieć, sięgam po dwudziestosześciotomową encyklopedię i czytam. I to już trochę inaczej jest, bo...

PANI J. K. tryumfalnie
Bo się człowiek alfabetu uczy!

PAN M. S.
A to swoją drogą, bo mój bratanek nawet alfabetu dobrze nie zna, ja nie wiem, jak on jakiekolwiek książki znajduje...

PANI K. N. rzeczowo
W katalogu komputerowym.

PAN M. S.
No dobrze, ale chyba nie wszędzie jest już katalog komputerowy, co?

WIKIPEDYSTA:LUKASZ.LOZINSKI wyciąga harcerski kozik, popełnia harakiri, a własną krwią znaczy na drzwiach litery K + M + B – ażeby Anioł Śmierci ominął domostwo Zachowujących Prawo

Kraków (Wichury), 19 IX 2012

piątek, 7 września 2012

PERUVIAN LIFESTYLE. HISTORIA PRAWDZIWA

Bosman Skrzyszowski: To, co Europejczyka najbardziej w Peru szokuje, obrzydza, to ich podejście do śmieci. Wielu ludzi żyje tam naprawdę ubogo, więc dla nich w ogóle nie jest ważne, żeby obejście było jakoś schludnie utrzymane. Śmieci się tam najczęściej wyrzuca do rzeki. Zresztą, wiesz, dla nich nie jest najważniejsze, żeby ładnie mieszkać, starają się miło spędzać czas ze znajomymi i tyle. Nawet w Limie, w parku, ludzie przychodzą na piknik, siadają na trawie, a wszędzie wokół leżą sterty śmieci. Dzisiejszych i wczorajszych.
Łukasz: To tak jak na miasteczku AGH.
Bosman Skrzyszowski: No coś w tym stylu.

Kraków (Wichury), 7 IX 2012

wtorek, 3 lipca 2012

HIPERMARKETING. WYZNANIE

Za każdym razem, gdy czytam podobne do niczego nazwy produktów z Ikëi, nie mogę się oprzeć uczuciu, że zostałem przeniesiony do Doliny Muminków. Wpienia mnie to, nienawidzę marketingu odwołującego się do dziecięctwa, reklamy ubezpieczeń z małolatami zawsze wytrącają mnie z równowagi. Niby wiem, że nie mam nikogo na utrzymaniu, nie potrzebuję polisy na życie, a jednak te sierotki tak smutno patrzą, jakbym to ja był mężczyzną zobowiązanym do zapewnienia im startu. To już nie tylko od taty zależy, nieboraczki, przyszło równouprawnienie! A najgorsze ze wszystkiego są kampanie społeczne w sprawie niedożywienia – jak to kiedyś ujął Adaś Miauczyński: „kurwa, jeszcze z tymi dziećmi jebanymi”.

Co więcej, tak samo jak wielu młodych ludzi niezdolnych do samodzielnego utrzymywania się, reaguję alergicznie, gdy ktoś traktuje mnie jak dziecko. Jednakowoż czar szwedzkiej baśni rozsnuwa się nad moją głową, te szklanki 350 ml za 1,39 zł – nazwali je pewnie Hatifnaty albo Tøvë Jånssön – wryją się w podświadomość bardzo głęboko. Już wkrótce będę musiał kupić Skydda Mjuk – ochraniacz na materac, który utrzymuje stałą temperaturę, ułatwiając doskonały odpoczynek w nocy. Wewnętrzna tkanina absorbuje i przechowuje ciepło, gdy jest Mi gorąco, oraz oddaje je, gdy jest Mi zimno. Wreszcie zrozumiałem te bezsenne noce i przewracanie się z boku na bok do piątej rano, mimo hektolitrów zimnego mleka i ciepłego koniaku.

Na szczęście grube szkło moich Hatifnatów utrzyma temperaturę napitku na odpowiednim poziomie, aby ukołysać właściciela jak rodzona matka. Jest mi dobrze, minionego dnia obejrzałem tak wiele sprytnych pomysłów na sypialnię, że wreszcie uwierzyłem – mój skromny pokoik uda się jakoś urządzić, jeśli tylko zaufam natartym oliwą ludziom Północy chłoszczącym się nawzajem po łydkach. Nakarmili mnie łososiem z brokułami i mogłem sobie dolewać kawy aż do szczękościsku. Byłem nagi, a zostałem okryty – razem z kanapą – za pomocą cudownego narzutokoca Birgit Strå. Przymykam oczy, marzę o segregacji odpadów, żarówki Øsram migocą nade mną, na wszystko się zgadzam, Wikingowie, bierzcie mnie, brodaci rogacze, załóżmy dynastię Rurykowiczów. Buka nas nie odnajdzie.

Kraków (Wichury), 2 VII 2012

wtorek, 26 czerwca 2012

SPONSORING. WYZNANIE

Powiedzcie, że się popisuję, ale ja naprawdę lubię przetrzymywać książki z biblioteki. To jeden z niewielu luksusów, na jakie sobie pozwalam. Zostałem wychowany jako rozsądny mieszczanin, kupuję nabiał na promocjach i później przez cały wieczór, póki nie wybije północ, muszę jeść jogurt naturalny, popijając śmietaną osiemnastką. Z moją dziewczyną wchodzimy do klubu dopiero po przemierzeniu całej Szewskiej, Floriańskiej i Sławkowskiej – naszą prestiżową obecność wygrywa ten lokal, w którym dają najwięcej shotów za free. Fajne jest też to, że Ewelinie się po tym spacerze nie bardzo chce tańczyć.

Niekiedy jednak coś we mnie wypowiada swój głośny sprzeciw, pożądając dionizyjskiej rozkoszy irracjonalizmu. Bo to jest rozkosz – podejść do lady i położyć tam książkę z kartą biblioteczną na wierzchu. Pani wtedy mówi: jak tylko zwrot, to karty nie trzeba. A ja na to ze spokojem człowieka, który zna regulamin, zwyczaje panujące i wszystkie mechanizmy systemu elektronicznego, odpowiadam krótko, że przetrzymana. Nie, nie czuję wstydu, skończyły się czasy szkolnej biblioteki, gdzie ten dwumetrowy potwór w koku żądał ode mnie – zapewne w imieniu wszystkich użytkowników – przeprosin. Już nie będzie więcej skruchy, płacę i wymagam! Jestem w takich chwilach nie mniej bezczelny niż odrzucony przez pierwszą miłość okularnik, kiedy wybiera się na dziwki. Nie możecie mnie już lekceważyć, kobiety, jestem waszym klientem!

Istnieje też bardziej racjonalny aspekt przyjemności przetrzymywania. Bo, owszem, to jest świadomie podjęta decyzja, nie kłopoty z pamięcią. Mówię sobie: jestem tego wart, mam dziś nie po drodze, mogę pójść jutro, już zapłacę te pięćdziesiąt groszy. Stać mnie! Wreszcie jestem czyimś mecenasem – tak rzadko mam do tego okazję poza niedzielnym nabożeństwem, kolędą i sakramentami. Przecież bez sponsoringu nie można uzyskać akcesu do upper middle class, inaczej przezwą cię nuworyszem, nie zaproszą na tenisa! I nie chodzi tu o obnoszenie się z uczynionym dobrem, nie jestem tak małostkowy jak idioci, którzy, przekazując bibliotekom swoje zbiory, oczekują podziękowań na mosiężnej tablicy. Ale kiedy znajomi rozmawiają o dobroczynności, wiem, że nie muszę się czuć gorszy. Edukacja to podstawa. Trzeba ludziom dawać wędkę, a nie rybę, jako w Afryce, tak i u nas.

Kraków (Wichury), 26 VI 2012

niedziela, 24 czerwca 2012

O MĘSKIEJ EMPATII. WYZNANIE

Niektórzy fotografowie mają taki zwyczaj, że ładnie ubraną dziewczynę bezmyślnie sadzają na czymś brudnym. W ten sposób tworzy się efektowny kontrast – ona zrobiona jak na wesele, chętnie bym ciotkom przedstawił, a dookoła ten cały syf – tynk się osypuje, olejna farba odłazi od drewnianych okien – uroda lśni niczym diament w popiele. Owszem, na mnie też to robi wrażenie, przypominają się te wyrzekania mamy, że niedzielne spodnie wybrudzę. Mam ochotę krzyczeć: dziewczyno, te schodki są omszałe, tam psy sikały! A ona siedzi i nerki przeziębia.

Podobnie ze zbożem. Nie jestem w stanie odczuwać normalnej skopofilii, obce są mi podniety tchórzliwych ekshibicjonistów, którzy nigdy tego nie robili na zewnątrz, ale lubią popatrzeć. Ja chodziłem do pruskiej szkoły, normy społeczne mam głęboko zinternalizowane. Kiedy widzę takie zjawisko, chciałbym wytrząsnąć te paskudne mrówki ze sweterka, zakryć nagie piersi i powiedzieć: nie musimy w zbożu, jak jacyś wieśniacy, tata mi pożyczył golfa trójkę. Jestem zresztą alergikiem. Chodź, skarbie, bo cię przewieje.

Zresztą pół biedy, jeśli łan dojrzały, ale na te gołe w śniegu naprawdę nie mogę patrzeć. Jak można się napawać widokiem takiego nieszczęścia? Przypominam sobie oglądaną w dzieciństwie reprodukcję socrealistycznego obrazu, w którym piękna kobieta, całkiem naga, okrywa swoją córeczkę ostatnim elementem konfekcji. Z nieba sypią się płatki śniegu, jak łzy aniołów.

Dziewczyn na torach też nie mogę oglądać w spokoju. Jak bumerang wracają wspomnienia ze służbą ochrony kolei i znowu płaczem mamy: przecież coś się mogło stać! I kto dopierze spodnie całe ze rdzy czy innego smaru? Zresztą mandacik dostaniesz, koleżanko, ładne wyglądanie nic nie pomoże.

A najgorsze te wszystkie panienki w białych bluzeczkach i kraciastych mini – jak przez pysk strzelił przypominają mi maturę. Wolę już normalne porno, w łóżku i po nagu, bez przebieranek i perwersji. Może być trójkąt, kwadrat i rozgwiazda. Byle po Bożemu.

Kraków (Wichury), 24 VI 2012

czwartek, 1 marca 2012

KTO PYTA. HISTORIA PRAWDZIWA

Ponieważ znalazłem się na rozdrożu, postanowiłem otworzyć Biblię, a tam stoi czarno na białym:

„Oto rozporządzenie Prawa przepisanego przez Jahwe. Powiedz synom Izraela: Niech ci przyprowadzą czerwoną krowę bez skazy, na którą jeszcze nie wkładano jarzma.” (Lb 19, 2; cyt. za „Biblią Tysiąclecia”)

Wystosowałem odpowiedni list do Centrum Kultury Żydowskiej w Krakowie, wciąż czekam na odpowiedź.

Kraków (Karmelicka), 25 II 2012

sobota, 25 lutego 2012

PYTANIA O LITERATURĘ. HISTORIA PRAWDZIWA

O MICKIEWICZA:
Jeżeli kochał cały naród, to czemu nie był w powstaniu?

O CZECHOWICZA:
A co jeśli po prostu się nawalił, a my tu wielce interpretujemy?

O RÓŻEWICZA:
Jeżeli się nie da pisać po Oświęcimiu, to po co pisał?

Kraków (Karmelicka), 10 II 2012