Jest tak gorąco, że palmy usychają. Spora część lasów oddzielających Wieczne Miasto od morza spłonęła. Fontana di Trevi wypluwa już tylko girlandy eurocentów, groszy i kopiejek.
Upał jest taki, że w ciągu paru minut drogi ze sklepu mój mocno zmrożony sorbet cytrynowy całkowicie zmienił stan skupienia. Słońce zaszło, ale nadal jest jasno - teraz asfalt emituje skumulowane światło. Na mieście mówią, że papież zniósł celibat, ale mało kogo to obeszło, bo chyba nikt nie myśli o czymś tak obrzydliwym jak cielesny kontakt.
Jest tak cholernie gorąco, że Gino powiedział dziś na wylotówce: A, dobra, nie będę wyprzedzał z prawej, bo lepiej dojechać pomału, a bezpiecznie. Jego rodacy prawie w ogóle już nie gestykulują, jakby nagle uwierzyli w siłę samego słowa. Właściwie to niemal przestali się odzywać i przypominają milkliwych Germanów.
O tym, że naprawdę nadchodzi koniec świata, przekonałem się w przydomowym barze. Jakiś cudzoziemiec poprosił o caffe americana, a Włoch na to, z uśmiechem na twarzy, odparł: va bene.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cnotliwe jest użycie wielu przecinków i niewielu wykrzykników. Konfucjusz