Powiedzcie,
że się popisuję, ale ja naprawdę lubię przetrzymywać książki z biblioteki. To
jeden z niewielu luksusów, na jakie sobie pozwalam. Zostałem wychowany jako
rozsądny mieszczanin, kupuję nabiał na promocjach i później przez cały wieczór,
póki nie wybije północ, muszę jeść jogurt naturalny, popijając śmietaną
osiemnastką. Z moją dziewczyną wchodzimy do klubu dopiero po przemierzeniu
całej Szewskiej, Floriańskiej i Sławkowskiej – naszą prestiżową obecność
wygrywa ten lokal, w którym dają najwięcej shotów za free. Fajne jest też to,
że Ewelinie się po tym spacerze nie bardzo chce tańczyć.
Niekiedy
jednak coś we mnie wypowiada swój głośny sprzeciw, pożądając dionizyjskiej
rozkoszy irracjonalizmu. Bo to jest rozkosz – podejść do lady i położyć tam
książkę z kartą biblioteczną na wierzchu. Pani wtedy mówi: jak tylko zwrot, to
karty nie trzeba. A ja na to ze spokojem człowieka, który zna regulamin,
zwyczaje panujące i wszystkie mechanizmy systemu elektronicznego, odpowiadam
krótko, że przetrzymana. Nie, nie czuję wstydu, skończyły się czasy szkolnej
biblioteki, gdzie ten dwumetrowy potwór w koku żądał ode mnie – zapewne w
imieniu wszystkich użytkowników – przeprosin. Już nie będzie więcej skruchy,
płacę i wymagam! Jestem w takich chwilach nie mniej bezczelny niż odrzucony
przez pierwszą miłość okularnik, kiedy wybiera się na dziwki. Nie możecie mnie już
lekceważyć, kobiety, jestem waszym klientem!
Istnieje
też bardziej racjonalny aspekt przyjemności przetrzymywania. Bo, owszem, to jest
świadomie podjęta decyzja, nie kłopoty z pamięcią. Mówię sobie: jestem tego
wart, mam dziś nie po drodze, mogę pójść jutro, już zapłacę te pięćdziesiąt groszy.
Stać mnie! Wreszcie jestem czyimś mecenasem – tak rzadko mam do tego okazję
poza niedzielnym nabożeństwem, kolędą i sakramentami. Przecież bez
sponsoringu nie można uzyskać akcesu do upper
middle class, inaczej przezwą cię nuworyszem, nie zaproszą na tenisa! I nie
chodzi tu o obnoszenie się z uczynionym dobrem, nie jestem tak małostkowy jak idioci, którzy, przekazując bibliotekom swoje zbiory, oczekują
podziękowań na mosiężnej tablicy. Ale kiedy znajomi rozmawiają o
dobroczynności, wiem, że nie muszę się czuć gorszy. Edukacja to podstawa. Trzeba
ludziom dawać wędkę, a nie rybę, jako w Afryce, tak i u nas.
Kraków
(Wichury), 26 VI 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cnotliwe jest użycie wielu przecinków i niewielu wykrzykników. Konfucjusz