Wysokonakładowy tygodnik opublikował wstrząsający
tekst Jakuba Jałowiczora o brukselskiej dzielnicy Molenbeek, zdominowanej przez muzułmanów. Okazało się, że mieszkańcy nie są zadowoleni, gdy robi się
im zdjęcia, a miejscowy kościół nie wygląda na często odwiedzany:
„Przed wejściami siedzą bezdomni. Zawieszony z tyłu
poszarzały plakat z Dobrym Pasterzem zaprasza na katechezy. Odbywały się w 2012
roku. Drzwi prowadzące zapewne do zakrystii są zamknięte.”
Autor na kilka szpalt rozpisuje się o tym, co widzi, chodząc
po pustym kościele. Na plebanii księdza nie zastał. Wprawdzie po południu
odbywa się Msza, ale na nią już nie poczekał, bo w pustym kościele jest
bardziej pusto.
Jałowiczor na potrzeby reportażu porozmawiał Z DWOMA OSOBAMI. Z Polakiem, właścicielem hurtowni wina, który niedawno wyprowadził się
z Molenbeeku, oraz z innym Polakiem, prawnikiem, którego związek z dzielnicą nie
jest jasny.
Sensacyjny wniosek z tych rozmów przypomina ten, do jakiego
doszedłem, gdy jako gimnazista zwiedzałem Westfalię i Holandię. A
mianowicie, że na Zachodzie ludzie nie chodzą do kościoła tak często jak u nas,
zwłaszcza w muzułmańskich dzielnicach. Duże owacje z mojej strony, ale może
taniej by wyszło zadzwonić do kogokolwiek, kto był choć przez chwilę w tamtych stronach, zamiast wysyłać redaktora i fotografa w delegację.
Do sprawy nawiązuje we wstępniaku ks. Marek Gancarczyk. Jak
zauważa, przyczyną słabości katolicyzmu może być to, że "wiedza na temat
aktualnych wcieleń diabła jest w naszym Kościele zdecydowanie zbyt mała".
I ja w to wierzę. Trzeba jechać do Brukseli i wytłumaczyć Belgom, w co wciela
się Szatan. Na pewno starzy ateusze i zbuntowana młodzież czekają tam na dobrą
nowinę o demonach, których demaskowaniem trudni się tygodnik. Imiona ich: Gender, Przedślub i Inwiter.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cnotliwe jest użycie wielu przecinków i niewielu wykrzykników. Konfucjusz