O mnie

Moje zdjęcie
Literaturoznawca, antropolog. 2005 r. - laureat ogólnopolskiego konkursu na cykl wierszy (ex aequo z kilkunastoma innymi uczestnikami). 2010 r. - zaliczenie z logiki. W przyszłości liczy na kolejne sukcesy.

czwartek, 26 stycznia 2017

OBRAŹLIWA UPRZEJMOŚĆ

1. Ktoś oblał farbą drzwi szczecińskiego biura PiS.
2. Sławomir Nitras razem z ekipą z PO zmył tę farbę, tłumacząc, że oblewać nie należy. Podziękował mu Joachim Brudziński. Obaj panowie zapewne się nie znoszą, a mimo to na chwilę urządzili w naszym życiu publicznym takie jakby Boże Narodzenie.
3. Anonimowy dziennikarz "Niezależnej" na to: OBŁUDNY NITRAS MYJE DRZWI A WCZEŚNIEJ HEJTOWAŁ NA TWITTERZE.
4. I tak krok po kroku ktoś kogoś za uprzejmy gest obłudny palnie w łeb siekierą, co nieraz miało już miejsce w naszych wioskach i miastach. Bo mocne słowa można znieść. Ale nie tę obłudną uprzejmość.

piątek, 20 stycznia 2017

GENDER STUDIES NA WYDZIALE TEOLOGICZNYM

Fundacja Życie i Rodzina zwróciła się do Uniwersytetu Szczecińskiego z prośbą o nazwiska pracowników uczelni wykładających gender studies (nauki o płci społeczno-kulturowej). Widocznie Fundacja nie ma dostępu do internetu, ale ja mam i uprzejmie donoszę:
W tematyce gender studies specjalizuje się KATEDRA NAUK O RODZINIE WYDZIAŁU TEOLOGICZNEGO US - w polu jej zainteresowań znajdują się m.in. "psychopedagogika rodziny - psychospołeczne (głównie rodzinne) uwarunkowania funkcjonowania jakości związku małżeńskiego; moralne oraz psychospołeczne aspekty wychowania; transmisje międzypokoleniowe a jakość funkcjonowania dorosłych w relacjach heteroseksualnych" etc. Katedrą kieruje ks. dr hab. Sławomir Bukalski.
Pozdrawiam,
Życzliwy

środa, 11 stycznia 2017

LOS BANDIDOS DE SAN ESCOBAR

Kiedyś żartowałem sobie z koleżanki, która jeździ po Ameryce Łacińskiej, że musi odwiedzić San Escobar. Opowiadałem jej niestworzone historie o tamtejszym karnawale i winobraniu. Nie było to bardzo zabawne, ale otworzyło puszkę pandory.
Wszystko wskazuje na to, że parę tygodni temu los bandidos z San Escobar naciągnęli polskie MSZ na kosztowny wypad do Grenady i drinki z grenadyną. Niewykluczone, że w grę wchodziły też rejsy statkiem wycieczkowym i inne sytuacje moralnie dwuznaczne. Jeśli brali w tym udział polscy dyplomaci, może dojść do zupełnej kompromitacji.
Rzeczniczka MSZ uspokaja, że tak naprawdę minister Waszczykowski się przejęzyczył, mając na myśli delegację San Cristobal y Nieves. Ale takie państwo również nie istnieje. Z kim naprawdę spędzał czas szef polskiej dyplomacji?
Serio, jeśli nadal będziemy się spotykać z jakimiś piratami z Karaibów, to nie zostaniemy tym całym liderem ONZ.

wtorek, 10 stycznia 2017

REFORMA EDUKACJI - RADYKALNE ZMIANY

W dniu wczorajszym pan prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę wygaszającą gimnazja. Konsekwencje są zauważalne już teraz.
Z godziną 00:00 dnia 10 stycznia 2017 roku ustał import bułgarskich i mołdawskich win z niższej półki cenowej. Kioski na terenie całego kraju zaprzestały sprzedaży papierosów na sztuki. Inicjatywa Wolne Konopie zakończyła swoją działalność.
Według ministerstwa zdrowia osoby starsze nie muszą już chować tramalu przed wnukami.
Popek Monster odwołuje koncerty. W wielką trasę po wszystkich diecezjach wyrusza Arka Noego.
Ojcowie w całym kraju wyrzucają koszulki z napisem „Mam piękną córkę, ale mam też broń, łopatę i alibi”. Reklamodawcy wycofują się z serwisów XVideos, PornHub i RedTube.
Ministerstwo edukacji oraz ministerstwo kultury spodziewają się znaczącego wzrostu zainteresowania twórczością Mickiewicza. Planowany jest reprint tzw. wydania jubileuszowego dzieł zebranych.
Według komentatorów politycznych poparcie dla partii Korwin spadnie do poziomu błędu statystycznego.
Trądzik młodzieńczy jest w odwrocie. Uczniowie nie poznają się w lustrach.

niedziela, 8 stycznia 2017

TEN SIĘ ŚMIEJE

France Gall to fascynująca postać. Złote dziecko europejskiej estrady, dysponowała zachwycająco naiwną barwą głosu. Bywalcy nadmorskich dyskotek świetnie ją znają jako dziewczynę od piosenki Ella Ella! (hu hu hu huuu! hu hu huuu!). Mnie zajarały jej występy z końca lat 60.
Na licznych festiwalach w Niemczech objawiała się (mimo lat dwudziestuparu) jako niewinna trzynastolatka u cioci na imieninach (średnia wieku widowni z pewnością przekraczała czterdziestkę). Jakby było to mało absurdalne, cała rzecz odbywała się w towarzystwie kilkudziesięcioosobowych big bandów w czarnych garniturach i konferansjerów noszących koszule z żabotami tudzież wielkie kwiaty w butonierkach. Zresztą morza kwiatów wyłaniały się z najdziwniejszych miejsc kosmicznych estrad RFN-u.

Niemieckie ciotki i wujowie z rezerwą oklaskiwali tę lekko przygarbioną dwudziestolatkę, której ruch sceniczny był wspaniale nieporadny, tak jakby co chwilę brała rozmach, żeby wykonać jakiś większy krok, ale i tak dreptała w miejscu. W piosenkach wyznawała, że czeka na mężczyznę, który będzie trochę jak Goethe, trochę jak Bonaparte. Nazywali ją małą laleczką z Francji.
Kilka lat wcześniej, jako wyzywająca szesnastolatka w zepsutym Paryżu śpiewała Laisse tomber les filles i śmiała się wulgarnie (całym garniturem perlistych zębów) w teledysku Gainsbourga. Wspaniałe uosobienie Lolity wtórującej psu na baby gorszemu niż ten z Nabokova.
No i dali się nabrać niemieccy mieszczanie. Ale ponoć nie gorzej niż sama Gall, gdy w 1966 roku śpiewała swój wielki przebój Les sucettes. Gainsbourg napisał jej kawałek o anyżowych lizakach i o tym, że podlotka znajduje się w raju, gdy słodycz spływa jej do gardła. Podobno Gall dopiero kilka miesięcy później, w czasie trasy koncertowej po Japonii, zorientowała się, o czym tak naprawdę śpiewa.

czwartek, 5 stycznia 2017

JEDZĄC SAŁATKĘ, RADUJESZ SWĄ MATKĘ

Rodacy, piszę to z wielkim bólem. Chciałbym być wegetarianinem, ale tak bardzo kocham kebaby, że czasem się skuszę. Wy też znacie uwodzicielską moc baraniny (zastępowanej czasem wołowiną) podawanej w chrupiącym placku z miłym sosikiem. Niemniej najwyższy czas zrezygnować z kebabów. Brak popytu = brak podaży. Jeśli nie chcesz Turków w kraju, wróć do polskich obyczajów. Czyli:

Opcja rygorystyczna. Absolutny koniec jedzenia w nocnych barach. To zwyczaj ze zgniłego Zachodu, który na dodatek utrzymuje migrantów ze Wschodu (w dyskursie biznesowym to lose-lose). Wypiłeś, to na głodnego wracaj na chatę, bo matka czeka z kolacją. Sałatka warzywna z majonezem ładnie się przegryzła. Ewentualnie można dostać rybę po żydowsku w pobliskiej karczmie, ale Polakom nie wypada.

Opcja realistyczna. Jeść tylko i wyłącznie w polskich barach nocnych. Ustawiać się w kolejce po pajdę chleba ze smalcem. Opędzlowywać na ulicy flaczki z plastiku. Zapychać się po przepiciu pierogami z wody. No i oczywiście sałatka warzywna z majonezem ładnie się przegryzła. Ku chwale ojczyzny.

poniedziałek, 2 stycznia 2017

STAŃCZYK NA MIARĘ MOŻLIWOŚCI

Obejrzałem Szopkę Noworoczną TVP, bo miałem chandrę. Przerodziła się w tęgą migrenę, gdyż widowisko pod względem estetycznym okazało się pomyjami po Kaczmarskim, ale za to bez odrobiny nieporadnego wdzięku, jaki cechował Studio YaYo. Z uwagi na rozmach realizacyjny wyglądało to jakby ekipa TVP Historia starała się zrobić Jaką to melodię. Jeśli zaś chodzi o jednoznaczność polityczną, to oczywiście polegało to na tym, że niepokorni artyści przedstawiali główną narrację Prawa i Sprawiedliwości.
No i tego się spodziewaliśmy, no i o czym tu gadać. Ale osobliwe było, że ta narracja obejmowała nie rok 2016, a w zasadzie wszystko, co się działo przez 8 lat rządów Tuska i Kopacz. Więcej nawet, bo jedną z głównych postaci stał się ten gość z wąsami, który był prezydentem w czasach, gdy nosiłem do przedszkola rajtuzy (straszne to było). Dzisiaj nikt go nawet nie followuje na twitterze ani nie trolluje na wykopie. Zapomniałem nazwiska.
Serio, rzecz trwała 52 minuty, dopiero w połowie można się było zorientować, że jest już po 2015 roku. Wcześniej - na pierwszym planie Komorowski i jego, hehe, otyła małżonka oraz reszta ekipy: ten przystojniak, który jakieś trzy lata temu przestał być ministrem transportu, gość, który chyba dwa lata temu przestał być ministrem spraw wewnętrznych, przedstawiciele lewicy parlamentarnej (było kiedyś coś takiego?) i, uwaga, uwaga, Waldemar Pawlak (najstarsi ludowcy twierdzą, że kiedyś był wicepremierem). Tuskowi poświęcono bodaj pięć piosenek, co przewyższa liczbę jego występów w polskiej telewizji, odkąd wyjechał do Brukseli.
Później okazało się, że jednak przez ostatni rok rządził kto inny i zdrowy kolektyw aktorski w jednym momencie zasygnalizował nawet pewne wypaczenia, ale na szczęście doprowadzono rzecz do pointy: "no nie wszystko się udaje tej władzy, przyznajmy, są kłopoty kadrowe i wpadki" - wyrecytowało dziewczę obdarzone świadomością rewolucyjną. "Mój Boże, prezes, choć niezrównany, wszędzie być nie może" - zawtórował Jerzy Zelnik przebrany za księdza. Trzeba przyznać, że dobrze go obsadzono w roli kaznodziei. Natomiast nie całkiem fortunne było przydzielenie tego współpracownika bezpieki do piosenki o Komorowskim: "mocno go trzymały służby / bo w archiwum tkwi lojalka".
Wszystko to, rzecz jasna, było śmiertelnie nudne i, jak to bywa w polskich kabaretach, sprowadzało się przede wszystkim do humoru opartego na tym, że ktoś śmiesznie wygląda. Barack Obama jako zbieracz bawełny, Angela Merkel jako cycata kelnerka z Oktoberfestu. Do tej galerii osobliwości dołączył autor scenariusza, Marcin Wolski. W refleksyjnej końcówce przedstawił się jako Stańczyk, ten sam, który rzucał najpotężniejszemu z królów Polski odważne, mądre i bezkompromisowe szyderstwa. I to było naprawdę śmieszne. Aż coś we mnie implodowało.