O mnie

Moje zdjęcie
Literaturoznawca, antropolog. 2005 r. - laureat ogólnopolskiego konkursu na cykl wierszy (ex aequo z kilkunastoma innymi uczestnikami). 2010 r. - zaliczenie z logiki. W przyszłości liczy na kolejne sukcesy.

wtorek, 3 lipca 2012

HIPERMARKETING. WYZNANIE

Za każdym razem, gdy czytam podobne do niczego nazwy produktów z Ikëi, nie mogę się oprzeć uczuciu, że zostałem przeniesiony do Doliny Muminków. Wpienia mnie to, nienawidzę marketingu odwołującego się do dziecięctwa, reklamy ubezpieczeń z małolatami zawsze wytrącają mnie z równowagi. Niby wiem, że nie mam nikogo na utrzymaniu, nie potrzebuję polisy na życie, a jednak te sierotki tak smutno patrzą, jakbym to ja był mężczyzną zobowiązanym do zapewnienia im startu. To już nie tylko od taty zależy, nieboraczki, przyszło równouprawnienie! A najgorsze ze wszystkiego są kampanie społeczne w sprawie niedożywienia – jak to kiedyś ujął Adaś Miauczyński: „kurwa, jeszcze z tymi dziećmi jebanymi”.

Co więcej, tak samo jak wielu młodych ludzi niezdolnych do samodzielnego utrzymywania się, reaguję alergicznie, gdy ktoś traktuje mnie jak dziecko. Jednakowoż czar szwedzkiej baśni rozsnuwa się nad moją głową, te szklanki 350 ml za 1,39 zł – nazwali je pewnie Hatifnaty albo Tøvë Jånssön – wryją się w podświadomość bardzo głęboko. Już wkrótce będę musiał kupić Skydda Mjuk – ochraniacz na materac, który utrzymuje stałą temperaturę, ułatwiając doskonały odpoczynek w nocy. Wewnętrzna tkanina absorbuje i przechowuje ciepło, gdy jest Mi gorąco, oraz oddaje je, gdy jest Mi zimno. Wreszcie zrozumiałem te bezsenne noce i przewracanie się z boku na bok do piątej rano, mimo hektolitrów zimnego mleka i ciepłego koniaku.

Na szczęście grube szkło moich Hatifnatów utrzyma temperaturę napitku na odpowiednim poziomie, aby ukołysać właściciela jak rodzona matka. Jest mi dobrze, minionego dnia obejrzałem tak wiele sprytnych pomysłów na sypialnię, że wreszcie uwierzyłem – mój skromny pokoik uda się jakoś urządzić, jeśli tylko zaufam natartym oliwą ludziom Północy chłoszczącym się nawzajem po łydkach. Nakarmili mnie łososiem z brokułami i mogłem sobie dolewać kawy aż do szczękościsku. Byłem nagi, a zostałem okryty – razem z kanapą – za pomocą cudownego narzutokoca Birgit Strå. Przymykam oczy, marzę o segregacji odpadów, żarówki Øsram migocą nade mną, na wszystko się zgadzam, Wikingowie, bierzcie mnie, brodaci rogacze, załóżmy dynastię Rurykowiczów. Buka nas nie odnajdzie.

Kraków (Wichury), 2 VII 2012